W tej tematyce obejrzałem otwartą w połowie grudnia ub. roku w 'Galerii 30', w Międzyrzeczu interesującą wystawę:
"Niemieckie Boże Narodzenie, album rodzinny 1900-1945”. Zdjęcia użyczone przez Muzeum Krajoznawcze Charlottenburg w Berlinie.
Przesyłam słowo wstępne do wystawy w którym znajduję ducha genealogów i echa wielu niespełnionych "szukajcie a znajdziecie"...
>>>Historia Świąt Bożego Narodzenia na podstawie albumu fotograficznego wydanego przez Brigit Jochens
Anna i Richard Wagner, to zupełnie nieznane nikomu małżeństwo, zostało już prawie że zapomniane, a jednak niespełna 50 lat po śmierci, trafiło do świadomości opinii publicznej. Stało się tak za sprawą nad wyraz nadzwyczajnego znaku życia, który pozostawili: paczkę ze zdjęciami, na których to, przez ponad 40 lat, niemalże rokrocznie, naświetlali się oboje w wyjątkowo poruszającym momencie – przed choinką przy stole z podarunkami.
Poglądy amatora fotografii
Przypadek doprowadził do spotkania z Wagnerami. Pewna rodzina ze wschodniego Berlina, zachowała zdjęcia, traktując je jako świadectwo własnych przodków. Należały one do spadku po babci, która żyła w innej części miasta. Oddzielona od rodziny murem, niezbyt wiele była w stanie opowiedzieć o sobie swoim potomkom z Marzahnu [dzielnica Berlina]. Rozmyła się zatem i wieść o zjawiskowych znajomych babci, którzy tak zapalenie fotografowali. Zmieniło się to, kiedy Muzeum Krajoznawcze z Berlina Charlottenburg, opublikowało w gazecie ogłoszenie z prośbą o przesyłanie prywatnych zdjęć bożonarodzeniowych, z których miała powstać wystawa. Gdy tylko zdjęcia Wagnerów wpadły w ręce pracowników muzeum, stały się dla nich wielkim wyzwaniem, nie dając spokoju i wyostrzając wszelkie zmysły. Niesamowicie wyjątkowy jest bowiem ten szczególny rodzaj dokumentacji, tak obszernej i rozciągniętej w czasie od 1900 do 1945 roku. Ze zdjęć, które są dokładnie datowane i opatrzone komentarzem, wyczytać można jak kiedyś przyozdabiano choinkę, jakie robiono sobie prezenty, co one zdradzały na temat okoliczności historycznych i czasowych, jak wyglądał świąteczny strój. Ponieważ nikt nie był sobie w stanie dobrze przypomnieć kim byli Wagnerowie, trzeba było przewertować stare księgi adresowe i księgi zgonów, żeby dotrzeć do pierwszych informacji dotyczących tej rodziny. Ten, tak wytrwale, rok po roku prowadzący dokumentację świąteczną, pan Wagner był, co zdaje się być oczywiste, urzędnikiem, sekretarzem zakładu kolejowego, kiedy to osiedlił się ze swoją młodą żoną w Berlinie. Później został inspektorem Kolei Rzeszy. Przez dłuższy czas trwania małżeństwa, rodowity Berlińczyk mieszkał ze swoją pochodzącą z Erfurtu żona, w dobrej mieszczańskiej dzielnicy Berlina, w okolicy dzielnicy Bayerisches Viertel w dzielnicy Schoeneberg. Mieszkali w budynku należącym do Urzędniczej Wspólnoty Mieszkaniowej na ulicy Salzburger Strasse 5, który został wybudowany w roku 1907 na podstawie planów architekta Paula Mebesa. W roku 1911 wprowadzili się do swojego 2,5 pokojowego mieszkania. Wagnerowie należeli do wielkiej masy tych, którzy na początku wieku udali się do stolicy Rzeszy, powodując eksplozję wzrostu ludności Berlina, rozrost centrum pruskiej administracji Rzeszy, banków, handlu i ruchu ulicznego. Dla ludzi ich pokroju Wspónota Mieszkaniowa miała do dyspozycji „zdrowe mieszkania po korzystnej cenie na wieczyste użytkowanie” w bezpośrednim sąsiedztwie nowo wybudowanego ratusza na Schoenbergu, które miały podłączone światło i wyposażone były w łazienkę, co w tamtych czasach nie było wcale aż tak oczywiste. Wagnerowie nie mieli dzieci. Przestrzeń wypełniał im kot Mietz, który odgrywał w ich życiu ważną rolę. W pierwszych latach swojego małżeństwa, które spędzili w Essen, stale go fotografowali, troszcząc się przy tym o ujmujące pozy swojego czworonoga. Nawet w czasach, w których można by było określić Wagnerów jako niezbyt zamożnych, widać, że niczego im nie brakowało. Do rozrywek młodej pary należała jazda na rowerze, co uchodziło wówczas za wyjątkowo nowoczesne, jak i podróżowanie. Przede wszystkim przed I Wojną Światową wykorzystywali darmowe bilety, które miał do dyspozycji Richard, jako kolejarz, i jeździli do Włoch, Bułgarii, Hiszpanii, Austrii, Rosji, Danii i bardzo często w góry. Zdaje się, że mieli poczucie humoru, które można zauważyć oglądając zdjęcia. Małe scenki, uchwycone na zdjęciach sylwestrowych, czy też komentarze na innych fotografiach dowodzą umiłowaniu pełnego ironii dystansu, który towarzyszył parze aż do końca życia. Przede wszystkim Richard zafascynowany był fotografią, która była jego hobby. Przygodę z fotografią rozpoczął na długo przed przełomem wieków, a stała się ona masowo rozpowszechnionym zajęciem dopiero na początku lat 30-tych. W szkole głównej [ponadpodstawowej – 5-9 rok nauki] Richard Wagner sporządzał stereoskopie, które pojawiły się w Europie i w Ameryce we wczesnych latach 60-tych ubiegłego wieku. Chodzi tu o pary obrazków, które są oglądane przez dwie soczewki jednego przyrządu – stereoskopu – zlewając się, tworzą trójwymiarowy obraz. Niemal wszystkie zdjęcia świąteczne zostały zrobione w tej właśnie technice. Richard Wagner wykosztował się na swoje fotograficzne wyposażenie. Jego „Liliput”, wyjątkowo płaski i mały aparat fotograficzny Kruegener Flachdelta wiedeńskiej firmy Wachtl, kosztował w roku 1903 około 240 marek, co równało się miesięcznej pensji. Lubił eksperymentować swoim aparatem migawkowym oraz robił fotomontaże. Richard Wagner nie był w stanie porzucić swojej pasji, nawet wtedy kiedy stała się ona sprawą niezbyt bezpieczną. Jeszcze w 1943 roku sfotografował z balkonu „centrum dowodzenia” - zbombardowany ratusz na Schoenebergu. Na najbliższym posterunku policji mnożyło się wówczas od donosów uprzejmych obywateli, którzy donosili o tego typu zabronionych praktykach.
_________________ Pozdrawiam serdecznie Wojciech Derwich
|