Spotkanie na Szyndzielni, 2008 Termin Sprawozdanie Zdjęcia
Spotkanie na Szyndzielni, 2008
Termin
- data: 28-30 marca 2008 (piątek-niedziela)
- miejsce: Schronisko PTTK na Szyndzielni, Bielsko-Biała
Sprawozdanie
Autorzy: Wojtek Jędraszewski, Maciej Głowiak
- Wojtek:
Króciutkie sprawozdanie z wyjazdowego spotkania.
Na miejsce dojechaliśmy trzema samochodami. Było nas jedenaścioro. Najwcześniej dotarł Maciej , który wyjechał z Poznania podobno o 6.00 !!. Potem ,po dotarciu na miejsce , dopingował nas do szybszej jazdy, bo oni nie wiedzą , nie umieją i sie wstydzą. A my , czyli pozostała reszta, jadąc trochę inna drogą na klasztor Jasnogórski wjechaliśmy co by się Panience Najświętszej pokłonić i o szczęśliwy pobyt prosić.
- Maciej:
Ja znam nieco inną wersję. Po przybyciu na miejsce po kilkugodzinnej jeździe dotarliśmy wreszcie do Bielska-Białej. Wiedząc, że Wojtki wyjeżdżały później zaplanowaliśmy sobie krótkie zwiedzanie miasta. Jednak z powodu piątkowych korków w mieście nie sposób było znaleźć miejsca do parkowania. Postanowiliśmy jechać od razu na Szyndzielnię zostawiając samochód pod firmą Zbyszka - ulokowanym w przepięknym górskim otoczeniu budynkiem.
Zastanawiamy się jednak czy nie poczekać na Wojtka i resztę, żeby wspólnie wjechać na Szyndzielnię. Poza tym Wojtek strzeże "przydziału" pokoi jak oka w głowie, nie chce zdradzić kto z kim będzie, a nas zjada ciekawość. Dzwonimy - Wojtek w Częstochowie. Po niekorzystnych prognozach podody z czwartku, Basia ma bezpośrednią rozmowę z "Górą" w tej sprawie. Wojtek, który wyrzucił jakiś czas temu nawigację satelitarną , prosi o szczęśliwe pokierowanie do celu podróży... :)
Będą za 2-3 godziny, więc wjeżdżamy na górę. Na stacji kolejki polska specyfika. Przejazd "dwukierunkowy" trzeba wykorzystać tego samego dnia. Szkoda, bo byłoby taniej, ale chociaż za plecaki nie kasują dodatkowo.
Wsiadamy do kolejki i po 5 minutach jesteśmy na szczycie. Tutaj jeszcze dziesięciominutowe podejście po śniegu pod górę i jesteśmy na szczycie. Wypatrujemy kamery internetowej; okazuje się, że jest na wieży schroniska.
Zrzucamy plecaki i chcąc zdążyć jeszcze przed Wojtkiem idziemy na Klimczok. To pobliski szczyt, na który wiedzie malownicza droga przez las. Po drodze mijamy narciarzy (biegówkowych), na samym Klimczoku zaś dwóch narciarzy. Wyciąg nie działa, bo to piątek i pewnie za mało ludzi. Piotrek strzela zdjęcia na tle pięknej panoramy gór. W czasie wyjazdu napstryka ich jeszcze ponad 250!!
Wracamy. Marsz wzmaga nasze apetyty, więc po dotarciu do schroniska pędzimy do stołówki. Jedzenie schroniskowe, ale przynajmniej coś ciepłego.
Niebawem przyjeżdża Wojtek i reszta "towarzystwa".
- Wojtek:
Na miejsce dotarliśmy kilka minut po 16.00. Wszystko przez Zbyszka perfekcyjnie przygotowane zastaliśmy. Czekał na nas p.Sylwester . Parking dla samochodów otworzył, a potem pod wyciąg kolejki gondolowej z bagażami podrzucił. O projektorze i innych drobiazgach nie zapomniał.
Potem wjazd do schroniska, pięknie przeszklonym wagonikiem kolejki linowej.
W recepcji schroniska czekają na nas.Wszystko wiedza . Pokoje przygotowane.
Przyjemne zamieszanie z doborem pokoi i już jesteśmy zakwaterowani. Mamy do dyspozycji salę jadalną przez 24 h na dobę. Coś niebywałego.
Korzystając z takich warunków prowadzimy wieczorne Polaków rozmowy przy specjalnie dla nas rozpalonym kominku. Czasoumilacz a jakże. Spożywane chętnie, aczkolwiek w ilościach genealogom przypisanych.
W pewnym momencie pada propozycja, aby pozdrowić wszystkich " na żywo" poprzez zainstalowaną na zewnątrz kamerę. Wpisujemy więc tę informacje na stronę WTG i umawiamy sie o godz. 9.00 na dole przed schroniskiem. O której rozmowy piątkowe się zakończyły nie pomnę. :)
W sobotę po "występie przed kamerą" wycieczka na Klimczok. Jak było to nie wiem, bo nie chcieli mnie wziąć ze sobą. Może ten fragment ktoś inny opisze.
- Maciej:
Wyruszamy na Klimczok. Esterę, córkę Marzeny rozsadza energia. Kiedy tylko mama nie patrzy zjeżdża (bez sanek!) po wszystkich okolicznych górkach. Zresztą kiedy mama patrzy, Estera robi to samo. :)
Z Januszem próbują wspólnie wywołać lawinę i zasypać Bielsko-Białą, ale niestety śnieg jest zbyt lepki. Idealny za to do lepienia bałwana...
Idziemy na szlak. W pewnym momencie droga się rozwidla - jedna idzie na szczyt Klimczoka, druga do schroniska. Wybieramy tę drugą. Tym razem wyciąg działa, a na stoku śmigają narciarze. My spieszymy do schroniska. Dziewczyny biorą grzane piwo. Wszyscy żałujemy, że Wojtka nie ma z nami. Kolektywna decyzja, żeby napisać SMS-a.
Rozmowom nie ma końca, w końcu decydujemy się jednak wracać. Na dworze prószy śnieg, a my drepczemy po zmarzniętnym śniegu z powrotem na Szyndzielnię. Wojtek już się denerwuje, nie może doczekać się pokazu programów genealogicznych. Tak naprawdę denerwuje się, czy nas nie zasypało, albo czy nie spadliśmy w przepaść. Pada śnieg, wszyscy zmęczeni świeżym powietrzem oraz grzanym piwem i innymi schroniskowymi specjałami idziemy wolno na górę. Tylko Estera biega dookoła.
Czas na obiad i spotkanie WTG, które odbywa się w pokoju Janki, Kasi i Izy. Dostawiamy stoliki, krzesełka, Wojtek wyjmuje rzutnik i laptopa, każdy wyciąga z plecaków i walizek słodkie pozostałości po świętach...
- Wojtek:
Po obiedzie spotkanie w pokoju trzyosobowym , inne były dwuosobowe, i rozmowy o planach zmiany statutu, spotkaniu genealogów w AA Poznań, udziale WTG w integracji braci genealogicznej z całego kraju przez PolTG zainicjowane.
Potem idzie w ruch projektor od Zbyszka użyczony i następuje demonstracja programów genealogicznych. Piotrek - Genopro. Marzena PAFa, Maciej swój . W trakcie demonstracji dyskusja o zaletach każdego
z nich. Sobotnie Polaków rozmowy też nie wiadomo o której sie zakończyły , jako że z czasem coś kombinowali odgórnie i rachubę straciliśmy.
W niedzielę o 9.00 meldujemy się przy stacji kolejki linowej i zjeżdżamy na dół, gdzie czeka na nas Zbyszek . Dwoma samochodami przez Zbyszka firmę podstawionymi udajemy sie w objazdową wycieczkę po Beskidzie Żywieckim.Najpierw przełęcz Biały Krzyż w Szczyrku. Chodzimy i z zazdrością przyglądamy sie narciarzom szusującym po zboczu. Potem wizyta w piwnicy i drugie śniadanko - chleb ze smalcem i herbatka z cytrynką. Pychotka.
Jedziemy w stronę Żywca. Widoki przepiękne. Aha ,zapomniałem dodać iż pogoda od rana prześliczna. Żadnej chmurki na niebie.
Wjeżdżamy kolejka szynową na górę Żar. Widok nie do opisania. Wokół doliny, przełęcze, wioski, osiedla i jeziora i elektrownia szczytowo - pompowa. Cud techniki. Pompuja wodę 50 m w górę i w razie sytuacji awaryjnej spuszczają na dół napędzając turbiny produkujące prąd.
Telefon do Zbyszka. Dzwoni Tomek NItsch, który jest niedaleko. Umawiamy sie na krótkie spotkanie za pół godziny. Zjeżdżając na dół widzimy paralotniarzy i malutkie lotnisko szybowcowe. Czynne. Wyciągają szybowce w górę samolotem . Widac ,że warunki lotne dobre ,bo w gorze kilka szybowców wznosi się z cichym poszumem skrzydeł.
Spotykamy Tomka. Zafascynowany grą internetową - o ile dobrze zrozumiałem [i]geocaching[/i]. To coś podobnego do podchodów, tylko że z dzipiesem ( chyba dobrze napisałem). Szukają zakopanych skrzynek .
Rozmawiamy piętnaście minut. Tomek spieszy sie, bo czeka na niego żona i dzieciaki.
Jeszcze obiad w góralskiej karczmie i jazda na parking po nasze samochody.
Żegnamy sie ze Zbyszkiem i p. Sylwestrem dziękując za wspaniałą opiekę i frajdę jaką sprawili nam organizując dzisiejszą wycieczkę.
No a potem powrót do domu. Trochę smutno że to tak szybko wszystko minęło.
Zdjęcia
Album: spotkanie015_szyndzielnia |
- Pełny album ze zdjęciami na stronie Piotrka Skałeckiego: http://picasaweb.google.com/skalecki/SpotkanieWTGGniazdoNaSzyndzielni