Przyczyny "wędrówek" przodków mogły być rozmaite. U mnie w rodzinie zachowały się nawet ustne przekazy o kilku takich dłuższych migracjach.
1.wyjazdy zarobkowe do Ameryki, do Francji (praca w górnictwie), do Niemiec (rzemieślnicy: krawiec, piekarz, rzeźnik - własna działalność w Berlinie)
2.zmiana miejsca zamieszkania związana ze wcześniejszą przeprowadzką jednego z krewnych (wpierw pojawia się w miejscowości ciotka jako księża gospodyni, w jakiś czas później osiedlają się tam jej siostrzeńcy)
3.Pradziadek szewc w związku z zamówieniami wojskowymi przenosi się do Poznania i... zostaje szewcem szyjącym dla wojska (początek XX w.)
4. rzemieślnicy/kupcy decydujący się na otwarcie swojego warsztatu/sklepu/pracowni w innej, nawet dość oddalonej miejscowości, gdzie mieli zapewniony popyt na swoje usługi (u mnie piekarze, młynarze, szewcy). Na początku XX wieku, już przed I wojną światową w codziennych gazetach poznańskim mnóstwo wzmianek, że w miejscowości X brak polskiego piekarza, aptekarza, stelmacha, itd.
5. owczarze (Kto miał wśród przodków owczarza ten wie).
6.wędrówki czeladnicze. To niezwykle ciekawa przyczyna migracji. Wędrówki czeladnicze były w pewnych okresach obowiązkowe, tak by młody człowiek nabrał doświadczenia i umiejętności, pracując u różnych mistrzów. Tzw. wandr trwał różnie, zwykle dwa, trzy lata. Niekiedy można było się opłacić, żeby uniknąć wędrówki, ale regulowały to zwykle statuty określonych cechów rzemieślniczych. Zwykle nie można było nawet wracać do rodzinnej miejscowości przed ukończeniem wandru. W danej miejscowości czeladnik pracował krótko od dwóch tygodni do, zdaje się, trzech miesięcy. Najlepiej zajrzeć do przepisów obowiązujących w danym rzemiośle, w danym regionie. Z pewnością zdarzało się, że czeladnik mógł osiąść w konkretnej miejscowości, szczególnie gdy na przykład umierał mistrz, u którego pracował. Ożenek z wdową po mistrzu nieraz bywał sposobem na szybsze (i tańsze) zdobycie prawa do używania tytułu mistrza, a na dodatek prawo do prowadzenia dalej warsztatu/sklepu w danej miejscowości.
W czasie zaborów wędrówki czeladnicze przestały obowiązywać, a nawet były okresy, że były zakazane, a przynajmniej utrudnione, ale w praktyce zwyczajowej wędrówki odbyły się nadal. W rodzinnych opowieściach zachowała się historia o chrzestnym ojca, co ponoć przewędrował Europę aż do Rzymu, ucząc się malarstwa dekoracyjnego. W poznańskich księgach meldunkowych też odnalazłam takie ślady kwartalnego terminowania na przykład mojego dziadka piekarza. Poznańskie adresy (zmiana miejsca zamieszkania co kwartał) wskazują na adresy piekarń. ówcześni uczniowie, czeladnicy/terminatorzy zazwyczaj spali na zapleczu warsztatów swoich mistrzów.
O wędrówkach czeladniczych można poczytać na przykład tutaj:
https://rep.up.krakow.pl/xmlui/bitstrea ... sAllowed=yA czeladnicy wędrują nadal:
https://www.dw.com/pl/czeladnicy-w%C4%9 ... /a-3893845
_________________
Pozdrawiam
Olga T.
_____
Tyliński, Drzymała,Słociński, Napierała, Przybylski, Kaczmarek, Jaskóła, Szafrański, Roszak, Biskup, Danielewicz. Zapraszam na bloga: Poznań 1908. Śladami Marianny - przewodnik dla prawnuczki
http://poznan1908.blogspot.com/