„Królewską tajemnicę zabieram ze sobą do grobu" - powiedziała siostra Joanna tuż przed śmiercią. A Ewaryst Walkowiak chce tę tajemnicę poznać. Maria Lossow-Niemojowska, jedyna sojuszniczka Ewarysta, która ów sojusz prawdopodobnie przypła¬ciła przedwczesną śmiercią, zostawi¬ła testament, który uświadomił Ewa¬rystowi, że jego walka ma podwójne dno. Dotyczy bowiem nie tylko ho¬noru s. Joanny, którego rzekomo strzegą franciszkanki, ale również jej majątku, który Walkowiakowie ostroż¬nie szacują na około 60 min zł.
Aniela Lossow Matka Marii. Według kościel¬nych źródeł była bohaterką, niemal męczennicą, która poświęciła życie chorym w ośrodku orionistów w Łaź-niewie pod Warszawą. Dalej czyta¬my o niej, że w 1975 r. powołana została przez Episkopat Polski na członka Komisji Charytatywnej i była nim przez trzy kadencje (do 1989 r.)i a w 1985 r. powołano -ją na pięć lat do Referatu Dobro¬czynności Chrześcijańskiej przy Wy¬dziale Duszpasterstwa Kurii Metro¬politalnej w Warszawie. Już w 1981 r. otrzymała z rąk ks. kardynała Wy¬szyńskiego odznakę Pro Ecclesia et Pontífice. Prawdę o tym, że była roz¬wódką, oraz kilka innych wstydliwych szczegółów z jej życia piewcy Anie¬li konsekwentnie pomijają. Narodziła się dwa razy. Najpierw w styczniu 1913 r. jako Aniela Mosz-czeńska, a kilkadziesiąt lat później -jako Aniela Lossow, rzekoma sio¬stra Joanny, stworzona - jak prze¬konuje Ewaryst - na potrzeby Ko¬ścioła. Aniela bvła bowiem żoną Aleksandra Lossowa. Nie układało im się, toteż już w 1943 r. nie miesz¬kali razem, a rok później Aleksan¬der zginął w powstaniu warszawskim. W1946 r. Aniela - jako wdowa - wy¬szła za mąż za Witolda Łopuszań¬skiego. Rozwiedli się w 1958 r. Po rozwodzie jakimś niewyjaśnionym zbiegiem okoliczności najpierw przy¬brała nazwisko Niemojowska-Los-sow, a niedługo później zaczęła się podpisywać „Aniela Lossow". Po co? Według Walkowiaka z takim na¬zwiskiem była hierarchii potrzebna do wyrażania przeogromnej chęci wy¬zbycia się na rzecz Kościoła posiadło¬ści w Marchwaczu. - Próbowali prze¬jąć majątek mojej matki za jej pleca¬mi i bez jej wiedzy. Do tego potrzeb-na im była Aniela. Podpisywała te do¬kumenty, których nie chciała podpi¬sać moja matka - mówi Ewaiyst. „Uprzejmie zapytuję, czy byłaby Pani skłonna w formie testamentu wy¬razić swoją wolę przekazania nieru¬chomości w Marchwaczu, której Pa¬ni jest prawną spadkobierczynią, na rzecz Diecezji Kaliskiej? Wydaje się, że aktualnie jest to jedyna możli¬wa forma przekazania -przyjęcie nie¬ruchomości" - sugeruje biskup Sta¬nisław Napierała. Problem w tym, że majątek ani wtedy, ani nigdy wcześniej do Anie¬li nie należał. Był w tym czasie w po¬siadaniu s. Joanny, czyli Heleny Los¬sow, oraz jej siostry Zofii. To nie przeszkadzało Anieli zapewniać Na-pierałę, że niczego tak w świecie nie pragnie, jak tego, aby pałac w Mar-chwaczu wraz z kompleksem parko¬wym stał się własnością nowo powsta¬łej diecezji kaliskiej. „Wola przekaza¬nia przez Panią Kościołowi nierucho-- mości w Marchwaczu pod Kaliszem (...) stanowi tytuł, który pozwala zgło¬sić zainteresowanie pozyskania jej" - cieszył się w lutym 1993 r. biskup Stanisław. Ani Aniela, ani biskup Sta¬nisław nie spodziewali się jednak, że w 2002 r. siostra Joanna sceduje pra¬wa do Marchwacza na swoją brata¬nicę Marię Lossow-Niemojowską, a ta kilka lat później zapisze go w testa¬mencie Ewarystowi. Ojciec
Hans Lossow tui po wojnie kil¬ka razy próbował skontaktować się z s. Joanną, ale dostępu do niej sku¬tecznie broniły zakonnice. Próbował również odzyskać syna. Nie udało się, ponieważ nie był wówczas w sta- -nie udowodnić, że jest jego.ojcem. W końcu założył nową rodzinę. Zmarł w 1978 r. Ewaryst i jego żona zwracali się do jej członków m.in. z prośbą o zgo¬dę na przeprowadzenie badań DNA. Odmówili. Nieco zrezygnowani posta¬nowili przynajmniej odwiedzić grób Hansa. Po długich poszukiwaniach od¬naleźli go w Monachium. Okazało się, że jest przeznaczony do likwidacji, a je¬dyną szansą na to, aby go ocalić, by¬ło wykupienie. I Ewaryst to zrobił.
Zagadki
W tej prostej wydawałoby się sprawie, którą można było wyja¬śnić na wiele pokojowych sposobów, wciąż jest mnóstwo niewiadomych. - Można było po ludzku, na spo¬kojnie, ale.nie było ze strony zgro¬madzenia woli na takie rozwiązanie problemu - mówi Ewaryst. Jak dłu¬go potrwa dochodzenie do prawdy? Czy w ogóle uda się ją poznać? Dla Ewarysta badania DNA zlecone przez zakonnice genetykowi z Lu¬blina są nie do przyjęcia. Kościoło¬wi już nie ufa. Zbyt wiele niejasno¬ści odkrył przez lata. Każdy trop, który nieco rozjaśniał ciemny tunel jego tożsamości, natychmiast był za¬cierany: brat Ewarysta został wywie-ziony ze szpitala do hospicjum, a w końcu pochowany w tajemnicy; telefon odnalezionej za granicą kuzynki zamilkł po drugiej rozmo¬wie. W końcu Maria, która zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach i bez sekcji zwłok, została pocho¬wana. Jej ciało spalono, mimo że nigdy sobie tego nie życzyła. Dotarł także do wielu dokumen¬tów, których wiarygodność jest co naj¬mniej wątpliwa. Do pism, które nie mają odzwierciedlenia w rzeczywisto¬ści. Takim dokumentem jest chociaż¬by akt urodzenia Ewarysta, w którym roi się od przekłamań i nieścisłości. Widnieje na nim na przykład podpis domniemanego ojca Antoniego Wal-kowiaka, który jakoby osobiście zgła¬szał fakt urodzenia syna. Tylko jak to możliwe, skoro był w tym czasie w obozie na terenie Niemiec? Z aktu wynika ponadto, że mieszkali wów¬czas przy ulicy Lipowej w Piaskach. A tej ulicy - według dokumentów przechowywanych w tamtejszym urzę-dzie gminy - w roku 1941 w Piaskach nie było! No i świadectwo chrztu ma¬łego Ewarysta - wystawił je ksiądz z parafii, która podczas wojny była zamknięta na cztery spusty.
Dziś W Sądzie Rejonowym w Kali¬szu już niemal rok toczy się proces o zaprzeczenie macierzyństwa We¬roniki Walkowiak względem Ewa¬rysta Walkowiaka. Tomasz Przybecki, kurator po¬zwanej, wnosi o oddalenie powództwa z uwagi na wynik badań lubelskich oraz... informujące o nich publikacje prasowe. „ Tkanka przechowywana w sterylnych wamnkach jest dobrym mateńałem badawczym, nie ulega de¬gradacji" - podnosi pan mecenas. O wartość bloczka parafinowego w badaniach DNA zapytaliśmy do¬świadczonego medyka sądowego. - Pracuję w tym zawodzie ponad 20 lat i nie spotkałem się z wiarygodnym uznaniem tegoż jako źródła DNA. Bloczki parafinowe są wykorzystywa¬ne w badaniach histopatologicznych, służą do robienia preparatów mikro¬skopowych. Zanim fragment tkanko¬wy znajdzie się w bloczku, poddawa¬ny jest obróbce chemicznej w celu za¬stąpienia wody w tkance parafi¬ną. I tak tkanka traktowana jest naj¬pierw utrwalaczem pod postacią żrą¬cej formaliny, co powoduje zniszcze¬nie struktury białek, a przy okazji uszkodzenie DNA. Późnej jest tylko gorzej - szereg alkoholi aż do abso¬lutnego, czyli aceton, karboksylen i ksylen (w zależności od stosowanej technologii), wreszcie obróbka w tem¬peraturze ponad 60 stopni (ponad do¬ba) i zalanie parafiną. Powstaje pa-rafinowa kostka z zatopionym w środ¬ku bezwodnym kawałkiem tkanki. A wysuszone ślady nie pozwalają na właściwą, w pełni wiarygodną oce¬nę DNA - mówi nasz ekspert. Sąd najwyraźniej wyszedł z ta¬kiego samego założenia, bo prezes sędzia Anna Kruk informuje, że do¬puszczono dowód z opinii biegłego, czyli instytutu ekspertyz sądowych, który ma przeprowadzić badania próbek pobranych podczas ekshumacji od Weroniki Walkowiak. W związku z powyższymi czynnościami nie wy¬znaczono jeszcze terminu rozprawy. Tymczasem Ewaryst wystąpił do sądu w Monachium o przepro¬wadzenie badań DNA Hansa Los-, sowa. - Z tego, co udało nam się ustalić, Hans zostawił dla syna do¬kumenty w skrytce bankowej. Jeśli badania potwierdzą ojcostwo, Ewa¬ryst będzie mógł je bez problemu odebrać. Może one pozwolą raz na zawsze rozwiązać zagadkę jego tożsamości - podsumowuje Maria Walkowiak, żona Ewarysta. A jeśli nie? - Nasze wyniki nie wykluczały macierzyństwa osoby, któ¬ra nalepiała znaczki, względem pa¬na Ewarysta, ale moim zdaniem do¬piero ten biegły, który ewentualnie dostanie szczątki z ekshumacji, roz¬strzygnie sprawę do końca. Ani blocz-ki parafinowe z tkanką nowotworo¬wą, które miał dr Kozioł i co do toż¬samości których jedna ze stron spo¬ru zgłasza wątpliwości, ani mój zna¬czek (bo nie wiadomo, kto go przy¬lepia!) nie wydają się w pełni wiary¬godne. Jeżeli chcemy tę sprawę roz¬strzygnąć do samego dna, musimy zdobyć oryginalną tkankę siostry Jo¬anny - mówi prof. Tadeusz Dobosz. Jedno jest pewne - to jeszcze nie koniec historii. Wrócimy do niej, gdy tylko pojawią się jakiekolwiek nowe fakty.
Ewaryst Walkowiak od ośmiu lat prowadzi walkę o swoją tożsamość. Przypomnijmy: W 2003 r. od swego umierającego brata dowiedział się, że nie jest tym, za kogo przez całe życie się uważał. „Ty nie jesteś nasz! Byłeś nam dany na wychowanie. Jesteś synem jednej z córek Lossowów"; Ewaryst rozpoczął poszukiwania, które doprowadziły go do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w Laskach. Okazało się bowiem, że matką Ewarysta jest prawdopodobnie s. Joanna - Helena Lossow. Z nią nigdy się nie spotkał, udało mu się natomiast odnaleźć jej brata¬nicę - Marię Lossow-Niemojowską - która zgodziła się dać materiał do badań genetycznych. Badania DWA wykonane w Katedrze Medycyny Sądowej AM we Wro¬cławiu dały 97,56 "proc. prawdopodobieństwa, że Maria i Ewaryst są kuzynami. Ewaryst wystąpił do sądu z wnioskiem o zaprzeczenie macierzyństwa Weroniki Walkowiak. Sprawa jest w toku, jednak Maria Lossow-Nie-mojowska - główny świadek Ewarysta zmarła w niejasnych - jak mó¬wi Ewaryst - okolicznościach. Siostry franciszkanki zleciły natomiast własne badanie DNA. Wykona¬no je w Lublinie, a o wyniku s. Anna Maria Sikorska, matka general¬na zgromadzenia, poinformowała Ewarysta listownie: „Wynik badania prowadzonego pod kierunkiem dr. bab. Piotra Koziota jest jednoznacz¬ny: nasza siostra Joanna Lossow FSK nie była Pana matką". W tle walki o odzyskanie tożsamości pojawił się nieoczekiwanie wątek majątkowy. Maria Lossow-Niemojowska zostawiła bowiem Ewarysto¬wi w spadku wszystko to, co przez lata zgromadziła s. Joanna. Do dziś testament kuzynki nie ujrzał jednak światła dziennego. Ewaryst podczas swojego prywatnego śledztwa odkrył natomiast, że Kościół (jak dotąd bezskutecznie) robił podchody w sprawie przejęcia majątku zakonnicy, kiedy ona jeszcze żyła.
|