http://prenumerata.wyborcza.pl/lp/0,145 ... _spac.html................
Z gazety Wyborczej artykuł Natalii Mazur:Dziewczyna z Wildy, przez którą nie można spać
![Obrazek](https://images72.fotosik.pl/1002/e5852c506a2f3a17med.jpg)
![Obrazek](https://images72.fotosik.pl/1002/140ac605c0b50696med.jpg)
Maria Rataj (Archiwum wydawnictwa Kwartet, muzeum Kraszewskiego)
Poznań międzywojenny to miasto z wizją, z PeWuKą, ze spacerami po placu Wolności, ze zbudowanym z dykty dzikim osiedlem nad Wartą, z plażą nad rzeką i eksmisjami do bunkrów. Miasto wspaniałe, pyszne, pijackie, genialnie opisane przez pewną wildziankę
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Tej książki by nie było, gdyby pewna bibliotekarka nie zajrzała do śmieci.
I gdyby pewna pani redaktor nie zauważyła, że w innej, wydanej pół wieku temu powieści, rwą się wątki, a całość nie trzyma się kupy.
A ja pewnie wcale bym jej nie przeczytała, gdyby grupa studentek i doktorantek nie postanowiła zabrać poznaniaków na spacer po mieście.
Dropsy na fogielceGruby, ponadpięciusetstronicowy tom, rzucał się w oczy za każdym razem, gdy wypożyczałam w bibliotece coś z posnanianów. Dziwnie biedny, w miękkiej okładce, kontrastował z sąsiadami brakiem barwnych zdjęć koziołków i ratuszyków, charakterystycznych dla poznańskich albumów o mieście. Na okładce: czarno-białe dzieci zerkające zza płotu, nazwisko nieznanej mi autorki - Marii Rataj i tytuł "Grzeszne miasto". Zbyt sensacyjne tytuły czasem zwiastują nudę. I choć brałam książkę do ręki jeszcze parę razy, nigdy nie dałam jej szansy.
- Nie znasz Marii Rataj? Koniecznie musisz przeczytać! - zdziwiła się Lucyna Marzec, z którą rozmawiałam o spacerach śladami poznańskich literatek. Lucyna wraz z koleżankami z Pracowni Krytyki Feministycznej UAM udowadniały, że literacki spacer po Poznaniu nie musi oznaczać tropienia bohaterów Jeżycjady. Zabierały chętnych na wędrówki po różnych dzielnicach, pokazując miejsca, z którymi związane były poznańskie pisarki. Chcąc przedstawić Marię Rataj, prowadziły na Wildę i nad Wartę. Mówiły, że Maria Rataj jako kilkuletnia dziewczynka sprzedawała tam przed wojną dropsy, żeby utrzymać rodzinę. Mdlił mnie uładzony wizerunek Poznania spod znaku koziołków. Dałam się przekonać, sięgnęłam po cegłę.
Wildeckie krowyJest pewien paradoks w tym, że "Grzeszne miasto" stoi na bibliotecznej półce tuż obok "Miasta z wizją" Danuty Bartkowiak i Jakuba Skuteckiego. Obie książki dotyczą tej samej epoki, ale z tej drugiej, pięknie wydanej, możemy się dowiedzieć, że międzywojenny Poznań żył PeWuKą. Książka Rataj pokazuje, że dla wielu poznaniaków PeWuKa to był obcy świat, tak odległy, że właściwie nie istniał.
Opowieść Marii Rataj zaczyna się u progu lat 20., kiedy autorka, kilkuletnia Myszka, przyjeżdża z mamą do Poznania. Stoją na ulicy Święty Marcin, chroniąc się przed deszczem pod jednym z balkonów. Właśnie zostały wyrzucone z hotelu: ojciec Myszki, kaliski urzędnik, znikł gdzieś, nie uregulowawszy rachunków. "Na pewno pojechał do pani Bronki, co to do niego zawsze przychodziła i pili wino" - domyśla się dziewczynka.
Kobietę z dzieckiem przygarnia pani Zosia, mieszkająca trzy domy za Kantaka. Wtedy była tam jasna brama, ciemne podwórze i strome schody wiodące do piwnicy, w której znajdowało się mieszkanie pani Zosi i trójki jej dzieci. Dziś w tym miejscu stoją wieżowce Alfy.
Myszce i jej mamie z początku wiedzie się nieźle. Kobieta znajduje pracę w banku przy placu Wolności, wynajmują pokój w piętrowym domu między Dolną a Górną Wildą. To dom niemal wiejski, piętrowy, sąsiedzi hodują kury, nawet krowy. Jedynym luksusem mieszkania jest zlew, po wodę oraz do toalety trzeba wychodzić na podwórko.
Wkrótce rodzi się brat Myszki, Romek. Mama dwójki lubi się bawić, lubi łykać tabletki z kogutkiem i czytać kryminały. Traci pracę, coraz więcej czasu spędza w łóżku. Myszka przejmuje opiekę nad rodziną, uczy się gotować, zarabiać. Dla pań z Caritasu rodzina jest atrakcyjna do czasu, aż mama Myszki, Niemka i ewangeliczka, przejdzie na katolicyzm. Gdy "nawracać" już nie trzeba, panie znikają. "Grzeszne miasto" jest dla opowieści Rataj tytułem najlepszym.
Stadion w drodze na gemylęChyba każdy poznaniak żyjący w tym mieście między wojnami lub tuż po nich ma pozowane zdjęcie na placu Wolności, z widocznym w tle hotelem Bazar. Maria Rataj też ma taki portret, z koleżanką. I choć Bazar jest na nim w ruinie, i tak widać, że okolica - mimo wojennych zniszczeń - to miejsce dostojne, bogate. Dzięki Rataj możemy jednak poznać także miejsca, którymi międzywojenny Poznań chwalić się raczej nie chciał.
Z obiektów znanych z pocztówek w "Grzesznym mieście" pojawia się jedynie Pomnik Wdzięczności, "Jezus tyle kosztujący i z lekka ufryzowany", w towarzystwie związanej z nim legendy, o bezrobotnym, który się na nim powiesił.
PeWuKa pojawia się w postaci zbudowanego na tę okazję kina, w latach 30. zwanego Oświatowym, potem przemianowanym na Bałtyk. Myszka spędza tam godziny, gdy uda jej się zarobić parę groszy na sprzedaży włoszczyzny.
Są też wildeckie schody z Górnej na Dolną Wildę, projektu Stefana Czarneckiego, na których wildeckie dzieciaki przesiadują, opowiadając sobie domowe historie: kogo sprał ojciec, komu matka uciekła, czyja siora się puszcza i z kim.
Za sprawą Rataj przekonujemy się, że przedwojenny brzeg Warty to nie tylko plaże i fogielka - wesołe miasteczko, w miejscu dzisiejszej stacji Lotos. Nad rzeką znajdowało się też dzikie osiedle. "Między dwoma mostami", czyli prawdopodobnie w miejscu, w którym stoi dziś Politechnika Poznańska. W budach i budkach skleconych z kawałów blachy reklamowej, dykty, deseczek, gliny mieszkał lumpenproletariat.
Myszka idzie tam z mamą i bratem w gości. Innym razem wędrują przez Wildę, w stronę ul. Fabrycznej, przechodzą przez tory, aż w szczerym polu zobaczą dymiący z ziemi komin. Do bunkrów, w których niegdyś prusacy składowali amunicję, eksmitowani byli niepłacący czynszów lokatorzy. Latem jeszcze da się tam wytrzymać, lecz zimą "smród i wilgoć lub świeże powietrze i mróz". Mama Myszki radzi znajomym, by się "postarali o barakę".
Bladym świtem pędzimy z Myszką ulicą Bielniki na gemylę. Towarzyszymy jej, gdy przeszukuje gruz, by znaleźć butelki na sprzedaż. Interes idzie nieźle, do czasu gdy władze miejskie zakazują wyrzucania śmieci, chcąc zmusić gospodarzy, by oddawali je do spalarni. W drodze powrotnej z gemyli Myszka mija piękny stadion w budowie.
Odwiedzamy wraz z Rataj Poznań mroczny, nieznany, często jednak dziwnie znajomy.
50 stron do końca
Zanim wydawnictwo Kwartet wydało grube "Grzeszne miasto", istniała inna, szczuplejsza wersja tej samej historii, opublikowana w 1962 roku przez Wydawnictwo Poznańskie. "Zaułki grzecznego miasta" były książeczką mocno skróconą, pozbawioną obyczajowych wątków, przyciętą na miarę czasów, które potrzebowały ideologicznej powiastki o cierpieniu proletariuszy.
Małgorzacie Jańczak książeczkę podrzuciła Magdalena Mrugalska-Banaszak, autorka książek historycznych i znawczyni Wildy. - A teraz powinnaś zilustrować to - powiedziała. Właśnie zakończyły pracę przy bogato ilustrowanych przechadzkach "Ulicami mojego Poznania" Zbigniewa Zakrzewskiego, ze zdjęciami przedwojennych kamienic i reprodukcjami reklam. Jańczak po lekturze "Zaułków" wymyśliła album o poznańskiej nędzy, zaczęła zbierać fotografie. Najpierw chciała jednak poznać oryginał tekstu: rękopis lub maszynopis. W "Zaułkach" drażniły ją porwane wątki.
Wydawnictwo Poznańskie już nie istniało. Książki z archiwum przejęła Biblioteka Raczyńskich, a makulatura wyjechała na śmietnik. Szczęśliwie przed przemieleniem trafiła w ręce Reginy Kurewicz, a ta wiedziona bibliotekarskim instynktem przejrzała papiery. To jej zawdzięczamy, że pełna wersja tekstu Rataj nie została przerobiona na zeszyty.
Kwartet nie miał pieniędzy na ilustrowane wydanie. Zamiast dużego albumu o nędzy czytelnik otrzymał opowieść w ubogiej edytorsko wersji.- Tekst Rataj broni się mimo wszystko. Mam dowody - mówi Jańczak. - Jakiś czas po wydaniu "Grzesznego miasta" pojechałam z koleżankami w góry. Jedna z nich wieczorem sięgnęła po książkę. Rano zastałyśmy ją przy lekturze. Zapytała: "Na pewno muszę iść z wami? Zostało mi 50 stron".
Świetnie ją rozumiem. Ja też nie spałam przez Rataj.
Kanty Krysiewicza
Po wydaniu "Zaułków" Wydawnictwo Poznańskie dostawało listy z prośbami, by książka została przerobiona na scenariusz filmowy, a Rataj napisała ciąg dalszy. Opowieść poznanianki, także w swej pełnej wersji, urywa się z końcem wojny i niewiele wiadomo o tym, co się później działo z autorką. Nie wyjaśnia tego ani zbiór opowiadań jej autorstwa, ani rozdział w poświęconej poznaniankom Kronice Miasta Poznania "Autoportret na tle miasta" napisany przez Magdalenę Bednarek. Ani też przygotowane przez tę samą autorkę kilka stron o Rataj w "Wielkopolskim alfabecie pisarek".
Uparcie używam słowa opowieść odnośnie "Grzesznego miasta", bo nie wiem, na ile to wspomnienia, a na ile fantazja osadzona w poznańskich realiach.
Na pewno prawdziwy jest doktor Krysiewicz, jedyna postać, która w opowieści występuje pod własnym nazwiskiem. Doktór - jak to określa Myszka - kantuje opiekę społeczną, przyjmując dziewczynkę do szpitala choćby ze zwykłą gorączką. Dla kilkulatki to jedyna okazja, by się najeść, wyspać w cieple i bez towarzystwa pluskiew. Nie wiadomo, na ile prawdziwa jest postać kaliskiego urzędnika, ojca Myszki, skazanego przed wojną za wielką defraudację.
Na pewno pseudonimem jest nazwisko Rataj. W rzeczywistości autorka nazywała się Marianna Rudowicz, a Marią Rataj nazwała się podobno z przekory, nawiązując do nazwiska twórcy PeWuKi, prezydenta Cyryla Ratajskiego.
W archiwum Biblioteki Raczyńskich znajduje się jej list z lat 60., w którym prosi o wydanie książki złożonej kilka lat wcześniej w Wydawnictwie Poznańskim. "Nie mam środków do życia" - wyznaje. Matka jeszcze podczas wojny wróciła do możnej, niemieckiej rodziny, z której pochodziła. Synowie się wyprowadzili: jeden do Koszalina, drugi na Suwalszczyznę.
Marianna Rudowicz zmarła w czerwcu 1995 roku, została pochowana na polu urnowym cmentarza na Miłostowie. Nigdy nie wyprowadziła się z miasta, które "ją do siebie przygarnęło"
Na umowie, którą w latach 60. podpisała z wydawnictwem, widnieje adres Marchlewskiego 50b/19 (dziś ulica nazywa się Królowej Jadwigi). Prawdopodobnie mieszkała tam do końca. Może ktoś z Państwa ją pamięta? (...)
.............