Asiek ! Sprawa KRANZÓW to drobiazg. Znalazłem w Twoim drzewie lepszą perełkę. Znalazłem osoby dobrze mi znane i cenione. Ale najpierw posłużę sie fragmentem wspomnień mojej Mamy.
Jest kwiecień/maj 1942 r. Teheran. Mama moja po pobycie na zsyłce w tajdze została wyewakuowana wraz z armia gen. Andersa do Persji. Jest jeszcze częściowo w łachach ze zsyłki, już nie głodna, ale wychudzona, w widocznej ciąży. W oczekiwaniu na zasiłek z polskiej ambasady bez celu przechadza się po mieście.
"Kontemplacje raptem przerwało skrzypnięcie drzwi. Ze sklepu wyłoniła się jakaś postać i wolno poczęła zstępować z paru schodków. Obojętnie rzuciłam okiem i... zanim cokolwiek pomyślałam, z ust wyrwał mi się lekki okrzyk :
- Doktor Piotrowski !
Starszy, siwiejący pan stanął jak wryty. Wrażenie było piorunujące.
- Kto ? Kto pani jest ? - już trzymał mnie za ręce pilnie wpatrując się we mnie, szukając bezskutecznie znajomych rysów.
I ja byłam oszołomiona. Przecież właściwie go nie znałam. Tak, wiedziałam, że jest naczelnym dyrektorem Stomilu, fabryki opon w Poznaniu na Starołęce, że szwagierką jego jest Róża Waszyńska, przyjaciółka mojej siostry. Owszem, poznałam go kiedyś oficjalnie we foyer Opery Poznańskiej, w antrakcie jakiejś "Aidy" czy "Carmen" gdy podszedł do nas, aby przywitać się z moim wujem płk Erwinem Więckowskim, ówczesnym prezydentem miasta Poznania. To było wszystko !
Teraz doktor Piotrowski czujnie śledził moją twarz, chcąc dociec, kto go rozpoznał w tym mieście tak odległym od grodu Przemysława.
- Jestem siostrą Halszki Maryańskiej, siostrzenicą Erwina Więckowskiego. Na twarzy mężczyzny zdumienie ustąpiło miejsca wzruszeniu. Trzymał mnie jeszcze za ręce, ogarniał wzrokiem zniekształcona macierzyństwem figurę, nie dającą się już zamaskować w starej tenisowej sukience. Wzrok jego stawał się coraz cieplejszy, coraz bardziej wyrażający współ- czucie.
- Skąd się pani tutaj wzięła ?
Ale zaraz sam sobie odpowiedział :
- Taką sama drogą tułaczą, jaką zawędrowali tu inni Polscy.
I dalej monologował :
- Co za ciężka sytuacja... ja tak pani zostawić nie mogę... zaraz... zaraz...pomyślę... Rozglądał się bezradnie, jakby szukając wkoło pomocy.
- Ja sam jestem jeszcze nie urządzony. W Teheranie jestem tylko przejazdem. Jutro skoro świt odlatuje do Palestyny. Czasu mam niewiele, za chwilę uczestniczę w ważnej konferencji, ale... już wiem ! Polecę panią opiece mego przyjaciela, Feliksa Konata. A na razie... - ujął mnie pod ramię, odprowadził na bok, a potem błyskawicznie sięgnął do portfelu.
- Trzeba o siebie dbać. Nie, nie, proszę mi nie dziękować, to rzecz naturalna - a w ogóle to musimy teraz pozostawać w kontakcie.
Wracałam do obozu podniesiona na duchu. To nawet nie ten spory zastrzyk pieniężny tak mnie pokrzepił, ale świadomość, że coraz spotyka się na świecie Polaków pełnych życzliwości dla współziomków. Ach, jakże mi brakowało Kostka, aby się z nim podzielić swoimi wrażeniami !"
Posiadam wspaniałą fotografię zrobioną w Puszczkowie w sierpniu 1919 r. na której oprócz mej prababki, dziadka, babki i mojej Mamy są także : Leontyna z Hoffmanów Waszyńska, jej córki Henia i Róża Waszyńskie, a także ubrany w polski mundur ów nieznany mężczyzna z fotografii z balu w 1934 r. z Twojej strony. Może jest to mąż Róży Waszyńskiej ów Miller właściciel fabryczki w Ożarowie, który tak tragicznie zakończył życie w Caffe Clubie. Nota bene znałem przed laty jego córkę (pogrobowca) Magdę. Byłem na poznańskim pogrzebie dr Piotrowskiego, który zmarł w Madrycie. Moją sympatią podczas studiów była jego wnuczka Mariola Jurek wówczas studentka romanistyki. Ach gdzie te piękne czasy - łza się w oku kręci.
|